Jak nie zapłacić mandatu MPK bez żadnych konsekwencji?
Szanowni Czytelnicy! Poniżej przedstawiam sposób na uniknięcie płacenia mandatu MPK. Często kupując bilet miesięczny musi się określić co do obszaru w jakim będziemy uprawnieni do poruszania się środkami transportu publicznego. Z autopsji wiem, że nikt z Nas nie lubi przepłacać, a co za tym idzie, nie kupuje karty miesięcznej na wszystkie linie. Niestety życie codzienne bywa przewrotne i zmusza nas nieraz do odwiedzenia niezgłębionych do tej pory miejskich otchłani. W takich przypadkach korzystamy ze środków lokomocji nie ujętych w cenach naszych biletów. I w tych momentach człowiek staje przed świadomym ryzykiem, które po pierwsze dodaje adrenaliny, a po drugie kusi finansowo ("grosz do grosza(...)"). Logicznie myślący człowiek obliczy szybko ryzyko kontroli i po prostu nie skasuje biletu, bądź go nie będzie mieć wcale. Powiecie Państwo ,że to nieuczciwe. Tak, to nie uczciwe, ale w kraju, gdzie z lewej i prawej "doją" Nas, obywateli Polskich nasi koledzy Polacy, to ludzie będą kombinować i w tak nieopłacalnych sprawach. Dlaczego nie opłacalnych? Ulgowy miesięczny to 30 zł -czyli duża pizza ,która znika w kilka minut. Nasz bilet zaś, chroni Cię cały miesiąc przed mandatem i stresem, który nasila się podczas jazdy bez uiszczenia opłaty. Myślę ,że podałem rozsądne argumenty ,które trafią do "Gapowiczów", ale nie to jest sednem tego wywodu. Mianowicie chciałbym Państwu przedstawić mój sposób na wyjście z opresji ,gdy już się zdarzy otrzymać mandat. W moim przypadku ,gdy przeprowadziłem się z małego miasta, do dużego byłem przykładnym obywatelem i kupowałem co miesiąc bilet na dwie linie. Tuż po drugiej sesji jechałem po indeks koleżanki. Zależało mi wielce , aby dotrzymać jej słowa i po prostu wsiadłem tam gdzie nie potrzeba..O co chodzi? - zadacie Państwo pytanie wysłane w ekran monitora. Po prostu autobus, który mnie zabrał o 10.10, okazał się pułapką. Skąd mogłem wiedzieć ,że postawny facet stojący w drzwiach, który w mojej wyobraźni został w mig dopasowany właśnie do roli "kanara"- zdolnego wyegzekwować grzywnę od "gapowicza"- to właśnie kontroler prywatnej firmy.Po drugie, przecież miałem ważny "miesięczny", więc usiadłem spokojnie. Lecz trwało to tylko chwilę. Człowiek ten skoczył jak małpa w moją stronę ,gdy tylko nastąpił charakterystyczny syk zamykanych pneumatycznie drzwi i wycelował we mnie czytnik kart biletowych. Oczywiście pewny siebie okazałem legitymację studencką, na której zakodowany miał być bilet.(Legitymacja uratowała mnie, bo dowód osobisty nie jest tak "elastyczny"- co ujawnię pod koniec tematu ). Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, pocie czoła i skręcie kiszek - na legitymacji od 10.32 bieżącego dnia nie było już śladu po miesięcznym. W powyższy sposób otrzymałem na legitymację st. mandat równy 100% wartości ceny przejazdu ulgowego ,czyli 121,20 PLN. Sytuacja bardzo mnie przejęła i mocno zastymulowała moją korę mózgową i ośrodkowy układ nerwowy. Po prostu jadąc po indeks (o dziwo zdążyłem i to było priorytetem), mój umysł podsuwał mi setki podstępnym knowań i forteli..W pierwszym kroku wymienię te nie zrealizowane, a drugim krokiem będzie konkretny i wydawać się może, niezawodny sposób na wyjście z opresji.
- • Cierpliwość, trochę sprytu i odwagi.
Pierwsza faza mojego planu operacyjnego, który został opracowany ekspresowo w sytuacji zagrożenia i w ten sam dzień wcielony w życie to zgłoszenie zaginięcia dokumentów w schronisku dla psów. Niestety ta instytucja nie ewidencjonuje zaginięć, a jedynie kradzieże. Zapewne, po kradzieży portfela odnajdą po zapachu złodzieja, za to zagubiony portfel będzie leżał na jakimś murku lub parapecie, opróżniony z gotówki, za to z ważnymi dla nas dokumentami. W tym momencie pomysły mi się skończyły. Stare opcje z biletami z papieru i dziurkowaniem wstecznym odeszły do "lamusa" ,bo po prostu nie było ich już w obiegu. Byłem z mandatem w ręce i z opuszczonym rękami, które mimowolnie same podnosiły mi się do góry w akcie kapitulacji. I właśnie tu urodził się przebiegły plan, który wcieliłem w życie i którego finał poznacie na końcu.
Analogicznie do biletów papierowych, zacząłem dedukować o "cofnięciu" zakodowanego biletu na legitymacji i tym samym ucieczki przed karą pieniężną. Nie można kupić na wstecz doładowania na kartę miejską, więc ten pomysł odpadł całkowicie. Nagle.. Ja pier, papier..mam! Postanowiłem zrobić to co w załączniku. Inteligentni czytelnicy ,bo do nich kieruję artykuł-zrozumieją ten ukryty przekaz. Taka "przyjemność" kosztowała mnie 15 złotych i byłem przekonany ,że cofnięta data nie wzbudzi kontrowersji i będzie dobrze .(106,20 zł w portfelu i radość z wyjścia z opresji)
I w powyższy sposób, czekając na duplikat (dwa tygodnie), otrzymałem taki dokument jak w załączniku (po miesiącu).
Oczywiście wiedziałem już co robić i po prostu poszedłem z wielkim oburzeniem do wydziału i sztywno trzymając się mojej niesłychanej historyjki, przekonałem zarząd do rozpatrzenia mojego zażalenia.
Wszystkie oryginały zabrałem ze sobą, zostawiając im kopie.
Hurrra!! Po trzech miesiącach...
Uwagi i spostrzeżenia
- •Nie róbcie tego notorycznie!
• Przeczytaj teraz:
Komentarze
Wtedy ciężko będzie udowodnić, ze jej nie mam, nie?
Chyba, ze symulowac kradzież ';>
Ostatnio zmieniony: 2012-12-21 00:50:44
Ostatnio zmieniony: 2012-10-15 11:54:15
Dodaj komentarz